Możną sie obawiać, co zostanie z tych Mazur, jak tak dalej pójdzie. Czas pandemii to eksplozja zainteresowania nabywaniem nieruchomości, kawałka ziemi, gdzie można sobie pomieszkać, także na Mazurach. Dla tych, co kupowali ziemie z myślą o inwestycji, to czas żniw. Nigdy nie było tylu chętnych. Można powiedzieć, że poszły już wszystkie domy i ruiny. Jest jeszcze co nieco ziemi, ale niestety ceny urosły, a możliwości chętnych są ograniczone. Działki dzielone są więc na mniejsze działeczki i działunie – tak aby zrównało się z to z możliwościami kupujących.
Typowy scenariusz to taki, gdy w sąsiedztwie jeziora większa działka rolna jest dzielona na N małych działek, ze wspólnym jednym dostępem do wody, z prawem zabudowy (albo sugestią o możliwości budowy obiektów do 35 m2). Ciekawa jakich trudów i forteli trzeba, by to załatwić w gminie?
Takich ofert jest mnóstwo (wystarczy na Facebooku poszukać grup typu Mazury-działka) – a jezior i urokliwych miejsc niestety nie przybywa. Gdyby obecny trend i liczba chętnych miałyby się utrzymać, to za jakiś czas w ogóle nie będzie już niezabudowanej, niepodzielonej ziemi przy jeziorach. Wszystko zacznie przypominać jedne wielkie ogródki działkowe. I co zostanie z krajobrazu?