Rozbieracze krajobrazu
Mam całą półkę książek o Mazurach i Prusach Wschodnich. Od zabytków, przez historie i ludzi, aż do kuchni. Szczerze powiedziawszy nie mieści się wszystko na jednej półce – bo też mam parę fajnych książek niemieckich. Czasem to unikalnej pozycje, czasem popularne. Lubię czytać o Mazurach.
Jedną z nowszych rzeczy jest zbiór krótkich reportaży „Wieczny początek” Beaty Szado. Bardziej o Warmii niż Mazurach, ale to nie ma tutaj aż takiego znaczenie. To zapis jej rozmów z mieszkańcami Warmii – o ich historii, o tym jak historia obeszła się z ich krainą, o tym jak doszliśmy do tego co dzisiaj i co z tego wynika.
Jest tam jeden rozdział dość dla mnie wstrząsający – o biznesie rozbiórkowym. Mniej lub bardziej walące się domy, stodoły czy obory, postawione te 75, 100 czy 150 lat temu mają swoją wartość materialną – bo są zbiorem pożądanego materiału – cegieł, dachówki i starego drewna. Choć na oko czasem wyglądają jak ruina. Cegła z domu może być warta 20 tysięcy złotych. To tworzy podaż – są chętni by sprzedać dom po dziadku oborę z dziurą w dachu, stodołę, które jest już mniej potrzebna – i cyk, dany unikalny budynek znika bezpowrotnie z krajobrazu. Już nie powróci – tak kawałek po kawałku rozmontowywany jest kulturowy krajobraz obszaru, który odziedziczyliśmy po Prusach Wschodnich.
Dawni budowniczowie się pewnie w grobie przewracają – bo teraz też tak jak dawniej, z taką dokładnością i pietyzmem, z taką umiejętnością użycia tylko lokalnych materiałów, nikt już budować nie potrafi. Nawet gdyby się bardzo starał …
Mamy firmy mniejsze i większe, samotnych strzelców rozbiórkowych – ile zabudować bezpowrotnie znika z krajobrazu? Nikt pewnie tego nie liczy. Jak przyznają sami handlarze materiałem rozbiórkowych niewiele z tego zostaje na miejscu – trafia gdzieś w Polskę albo za granicę. Bo patyna ma swoją wartość i cenę. Szkoda wielka i trudno coś z tym zrobić …. 🙁
